menu

Udany debiut Kasperczyka. Motor pokonał na wyjeździe Concordię

9 września 2013, 14:02 | Marcin Puka/Kurier Lubelski

Robert Kasperczyk udanie zadebiutował na ławce trenerskiej Motoru. Po zaledwie dwóch treningach i jednym rozruchu, nowa "miotła" odmieniła grę lublinian. W sobotę, żółto-biało-niebiescy przerwali niechlubną serię trzech porażek z rzędu, pokonując na wyjeździe Concordię Elbląg 4:2 (4:1).

Robert Kasperczyk odnotował udany debiut na ławce Motoru
Robert Kasperczyk odnotował udany debiut na ławce Motoru
fot. Tomasz Ogorzały

Najpiękniejsze siatkarki mistrzostw Europy [ZOBACZ GALERIĘ]

Początek meczu w wykonaniu gości był jednak bardzo zły. Gdy Motor już w 5 minucie po strzale Marcina Martynowicza przegrywał 0:1, wydawało się, że powrócą koszmary z przeszłości. Na szczęście nic takiego się nie stało, a przyjezdni jeszcze w pierwszej połowie cztery razy pokonali bramkarza Concordii. Ale po kolei.

- Początek spotkania w naszym wykonaniu był fatalny - nie ukrywa Kasperczyk. - Widać było, że zespół ma w głowie ostatnie przegrane. Ale chłopaki się nie poddali i pokazali charakter, chociaż miejscowi mogli podwyższyć prowadzenie.

Z każdą upływającą minutą goście poczynali sobie coraz śmielej. Była większa ochota do kreowania gry i od razu pojawiły się okazje do wyrównania. - Kluczowym momentem było wywalczenie przez nas rzutu rożnego. Doskonałą piłkę z narożnika pola karnego posłał Grzegorz Bronowicki, a główkował w bramkarza Maciej Tataj. Golkiper odbił piłkę, a Maciek zachował się jak rasowy snajper. Poszedł za swoim uderzeniem i skierował piłkę do siatki. Widząc reakcję zawodników wiedziałem, że będzie dobrze.

Następnie nastąpiło coś, co w futbolu rzadko się zdarza. W przeciągu siedmiu minut żółto-biało-niebiescy strzelili trzy gole. - Sam byłem tym zdziwiony. Moim piłkarzom wychodziło wszystko, a bramka Damiana Kądziora z rzutu wolnego była z tych stadiony świata - dodaje Kasperczyk.
Ba, goście mogli jeszcze w tej odsłonie dobić rywala, ale po faulu na Tataju, rzutu karnego nie wykorzystał Damian Falisiewicz. Szkoda, tym bardziej że "Fala" na treningach nie ma problemów ze strzałami z jedenastu metrów.

- Gdyby było 5:1 moglibyśmy już iść na piwo - obrazowo mówi Kasperczyk. - W przerwie powiedziałem chłopakom, że Concordia będzie groźna przez następnych 15 minut. Jeżeli w tym czasie nic się nie wydarzy, to nic nam nie zrobią - dodaje.

Ale miejscowi szybko przywołali Motor do porządku, strzelając bramkę. - Zespół nie do końca się tym przejął i myślał, że łatwo wygramy. Jednak z drugiej strony stracony gol sprawił, że piłkarze zrozumieli, że nie ma żartów. I Concordia już nam nie zagroziła, a Tataj mógł podwyższyć wynik - mówi Kasperczyk. - Po meczu dawno nie widziałem takiej radości. Piłkarze cieszyli się jak dzieci, ale to było im potrzebne. Chciałbym pochwalić cały zespół, a także młodzież, która udźwignęła ciężar gry.

Ale też jest jeszcze wiele rzeczy do poprawy. - Czeka nas jeszcze dużo pracy. Nie mówię tego koniunkturalnie, lecz metodycznie. Problemem jest fakt, że przy korzystnym rezultacie mamy za dużo strat. Mam po tym meczu wiele materiału do analizy - kończy Kasperczyk.

Concordia Elbląg - Motor Lublin 2:4 (1:4)

Bramki:
Martynowicz 5, Galeniewski 50 - Tataj 27, 35, Kądzior 30, Sedlewski 37

Widzów: 500 (230 z Lublina)

Sędziował: Artur Ciecierski z Warszawy

Concordia: Zoch - Szuprytowskil, Galeniewski (82 Nowotka), Stępień, Lepczakl, Uszalewski, Korzeniewski, Broniarek, Zejglic (70 Nadolny), Martynowicz (79 Szmyd), Kiełtyka.

Motor: Lipiec - Falisiewicz, Udarević, Wróblewski, Bronowicki, Sedlewski, Król, Ptaszyński (84 Gamlal), Kądzior (70 Koziaral), Jaroń, Tataj.

Kurier Lubelski


Polecamy