menu

Sandecja Nowy Sącz - Puszcza Niepołomice. Puszcza postawiła się silniejszemu rywalowi

2 lutego 2017, 10:02 | Remigiusz Szurek

Piłka nożna. W środę na sztucznej murawie PWSZ spotkały się pierwszoligowa Sandecja i drugoligowa Puszcza Niepołomice. Mecz zakończył się wygraną miejscowych.

Puszcza pokazała potencjał
Puszcza pokazała potencjał
fot. Fot. Adrian Maraś

Sandecja Nowy Sącz - Puszcza Niepołomice 2:1 (1:1)

Bramki: 0:1 Łętocha 37, 1:1 Trochim 43, 2:1 Szeliga 55.

Podopieczni trenera Tomasza Tułacza postawili się sądeczanom. Szósty zespół pierwszej ligi po rundzie jesiennej był równorzędnym rywalem dla ambitnych niepołomiczan.

W składzie Puszczy znalazło się kilku testowanych piłkarzy, których nazwisk nikt w klubie nie chciał zdradzić. Wiadomo jednak, że jednym z nich był 25-letni napastnik Stali Mielec Sebastian Łętocha, bowiem to właśnie on zdobył jedyną bramkę dla gości.

Z kolei trener „Biało-czarnych” Radosław Mroczkowski do gry desygnował niemal dwie różne jedenastki, w sumie wypróbował 21 zawodników. W pierwszej połowie z nowych nabytków sądeczan na murawie zaprezentowali się Adrian Jurkowski z GKS Katowice i Mateusz Wdowiak wypożyczony na pół roku z Cracovii. W drugiej części spotkania, oprócz występu Adriana Basty ostatnio pozostającego bez klubu, a wcześniej piłkarza Górnika Łęczna, nieoficjalny debiut w barwach klubu z Kilińskiego zanotował testowany Michał Przybyła z Korony Kielce.

Mecz był bardzo wyrównany. Piłkarze obydwu klubów mieli „w nogach” ciężkie treningi i było to widoczne.

Prowadzenie objęła Puszcza. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego i celnej „główce” Łętochy było 1:0 dla przyjezdnych.

Sądeczanie wyrównali w 43 min, a autorem gola był Wojciech Trochim, który trafił do siatki z rzutu wolnego z ok. 20 metrów. W 55 min „Biało-czarni” zdobyli drugą bramkę. Z lewej strony boiska na strzał z dystansu zdecydował się Michał Szeliga i po chwili piłka zatrzepotała w siatce.

Testowany w Sandecji Przybyła niczym szczególnym się nie wyróżnił, ale był aktywny, widać było, że zależy mu na pokazaniu się. Najczęściej partnerzy go nie dostrzegali, więc sam nie mógł nic zrobić. Warto dodać, że w pierwszej połowie meczu jego rywal do gry w ataku, Maciej Korzym, zdołał tylko dwukrotnie dotknąć piłki.


Polecamy