menu

Puchar Polski: Koszmar się nie powtórzył. Lech zwyciężył w Grudziądzu po golach Holmana (ZDJĘCIA)

11 sierpnia 2015, 19:50 | Wojciech Maćczak

Nie było powtórki sprzed trzech lat i sensacji w meczu Pucharu Polski. Lech Poznań spokojnie poradził sobie z pierwszoligową Olimpią Grudziądz, pokonując rywala 2:0. Obie bramki zdobył węgierski pomocnik David Holman.

Olimpia Grudziądz - Lech Poznań 0:2
fot. PIOTR BILSKI / POLSKA PRESS
Olimpia Grudziądz - Lech Poznań 0:2
fot. PIOTR BILSKI / POLSKA PRESS
Olimpia Grudziądz - Lech Poznań 0:2
fot. PIOTR BILSKI / POLSKA PRESS
Olimpia Grudziądz - Lech Poznań 0:2
fot. PIOTR BILSKI / POLSKA PRESS
Olimpia Grudziądz - Lech Poznań 0:2
fot. PIOTR BILSKI / POLSKA PRESS
Olimpia Grudziądz - Lech Poznań 0:2
fot. PIOTR BILSKI / POLSKA PRESS
Olimpia Grudziądz - Lech Poznań 0:2
fot. PIOTR BILSKI / POLSKA PRESS
Olimpia Grudziądz - Lech Poznań 0:2
fot. PIOTR BILSKI / POLSKA PRESS
Olimpia Grudziądz - Lech Poznań 0:2
fot. PIOTR BILSKI / POLSKA PRESS
Olimpia Grudziądz - Lech Poznań 0:2
fot. PIOTR BILSKI / POLSKA PRESS
1 / 10

Los chciał, że tegoroczną edycję Pucharu Polski piłkarze Lecha Poznań rozpoczęli na stadionie, na którym przed trzema laty zaliczyli sporą wpadkę. Wtedy to zespół ze stolicy Wielkopolski odpadł z rozgrywek po porażce z pierwszoligową Olimpią. Gracze z Grudziądza prowadzili od 15. minuty po strzale Adama Cieślińskiego, do wyrównania dopiero osiem minut przed końcem doprowadził Łukasz Trałka. W dogrywce Krzysztofa Kotorowskiego pokonał jeszcze Marcin Woźniak i ostatecznie to Olimpia awansowała dalej.

Tym razem kibice pierwszoligowca ponownie liczyli na niespodziankę. Mieli ku temu powody, gdyż Lech na początku sezonu ma spore problemy. Poznaniacy nie radzą sobie w lidze, odpadli z eliminacji Champions League, a w dodatku zespół dotknęła plaga kontuzji i Maciej Skorża ma coraz mniejsze pole do manewru. W Grudziądzu poza koniecznymi zmianami zdecydował się jeszcze na kilka niewymuszonych roszad w swoim zespole. Na środku obrony obok Marcina Kamińskiego wystąpił Maciej Wilusz, który ostatni raz w podstawowym składzie „Kolejorza” wyszedł niemal rok temu. Duet defensywnych pomocników tworzyli Dariusz Dudka i Abdul Aziz Tetteh, a przed nimi operował David Holman.

To właśnie węgierski pomocnik już na początku spotkania dał poznaniakom prowadzenie. Po strzale Tomasza Kędziory piłkę do boku zbił Michał Wróbel, a tam znalazł się Holman, który za pierwszym razem skiksował, a za drugim spokojnie przeniósł piłkę nad próbującym ratować sytuację golkiperem Olimpii i umieścił ją w siatce.

Szybko strzelony gol dał Lechowi sporą przewagę i możliwość spokojniejszego rozgrywania swoich akcji. Poznaniacy mieli mecz pod kontrolą, choć trochę kłopotów sprawiał im czarnoskóry Donald Djousse. To właśnie on tuż przed końcem pierwszej połowy oddał groźny strzał z ostrego kąta, obroniony przez Macieja Gostomskiego. Piłka trafiła jeszcze pod nogi Cieślińskiego, ten jednak nie zdołał jej opanować.

W drugiej połowie lechici jeszcze szybciej skierowali piłkę do siatki. Już po dwóch minutach gry po dośrodkowaniu z wolnego i zgraniu głową Marcina Kamińskiego piłkę do siatki skierował Kebba Ceesay, jednak gol nie został uznany, gdyż asystujący stoper Lecha był na spalonym. Chwilę później z bardzo dobrym kontratakiem wyszedł Holman, tyle że zamiast zagrywać na środek do któregoś z lepiej ustawionych partnerów, to za długo holował piłkę i w końcu ją stracił.

Ta sytuacja była dobrym podsumowaniem występu Węgra. Niby strzelił gola, ale przy tym popełniał masę błędów, grał za wolno i często wybierał najgorsze rozwiązania. Zawodnik, który błyszczał w sparingach, wciąż nie może pokazać się w meczach o stawkę, w których konsekwentnie zawodzi. Swoją frustrację lechita wyładował w 60. minucie na Wróblu, gdy przeskakując go po nieudanej akcji, nadepnął mu na kolano. Miał szczęście, że sędzia nie wyciągnął w tej sytuacji kartki.

Frustracja mogła wynikać nie tylko z jego nieudanych zagrań, ale również z coraz lepszych akcji rywala. Olimpia nie zamierzała się poddać i szukała okazji do zdobycia wyrównującego gola, tyle że zawodnikom Tomasza Asenskiego brakowało dokładności pod bramką rywala. Tak było chociażby w 54. minucie, gdy po podaniu Woźniaka spudłował Marcin Kaczmarek, albo cztery minuty później, kiedy to piłkę po zbyt długim rajdzie stracił Adam Banasiak. Swoje okazje miał również Djousse, ale strzelał albo niecelnie, albo zbyt lekko. Sporo ożywienia w szeregi Olimpii wnieśli również rezerwowi: Donatasas Kazlauskas oraz Fabian Pawela. Ten drugi miał idealną sytuację w 82. minucie, jednak uderzył za lekko i przegrał pojedynek sam na sam z Gostomskim.

Olimpia walczyła, próbowała, stwarzała sytuacje… a Lech zdobył gola. Cztery minuty przed końcem meczu Holman dobrze zgrał na prawo do Gergo Lovrencsicsa, po czym pognał w pole karne i skierował dośrodkowaną przez swojego rodaka piłkę do bramki. Średni występ pomocnik Lecha zakończył więc z dwoma golami na koncie.


Polecamy