menu

Liga Mistrzów. Czy to czary?! Legia urwała punkty Realowi! Było o włos od wygranej

2 listopada 2016, 22:34 | Kaja Krasnodębska

Liga Mistrzów. Fantastyczny mecz w Warszawie! Legia, choć przegrywała już 0:2 z Realem Madryt, nie dała się. Doprowadziła do wyrównania a potem wyszła nawet na prowadzenie! Historyczne zwycięstwo nad obrońcą trofeum było w zasięgu ręki. Ostatni głos należał jednak do gości i mecz zakończył się remisem 3:3. Pierwszy punkt w fazie grupowej. Jakaż szkoda, że przy (niemal) pustych trybunach.

Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
Legia - Real
fot. PP
1 / 25

[galeria]Puste ulice, gdzieniegdzie mknące samochody i przechodnie, opatuleni w jesienne płaszcze czy kurtki przechodnie, szybko przemykający przez ciemne zaułki. Wiatr plączący włosy wracających z pracy do domów ludzi, przeganiający kolorowe liście z opustoszałych chodników. Pojedyncze latarnie nieśmiało rozświetlające mrok tego listopadowego wieczoru. Nic nie wskazywało na to, że nie jest to zwykły szary wieczór w tym smutnym mieście. Kolejny ciężki dzień kończył się w stolicy. Nic nie wskazywało na to, że nad Wisłą ma dziać się coś wyjątkowego.

Stadion przy Łazienkowskiej skrzętnie skrywał swoją tajemnice. Na jego murawie miały się stać rzeczy wielkie. Punktualnie o 20:45 rozpoczynało się bowiem nietuzinkowe spotkanie. Lokalna Legia, dumnie nosząca tytuł aktualnego mistrza Polski w ramach fazy grupowej podejmowała Real Madryt. Zespół, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. A w jego szeregach nazwiska, na których dźwięk zgromadzonym na trybunach dziennikarzom oraz działaczom, a także siedzącym przy murawie chłopcom do podawania piłek szybciej zabiło serce. Zapowiadało się naprawdę ciekawe spotkanie, którego jednak kibice nie mogli podziwiać z trybun. W skutek kary, Królewscy mieli zagrać przy pustym stadionie.

Nim mecz jeszcze na dobre się rozpoczął, Arkadiusz Malarz po raz pierwszy wyciągał już futbolówkę z siatki. Real ruszył od środka, wymienił kilka podań, Michał Pazdan jako jedyny z Wojskowych zdołał dotknąć piłki, a Gareth Bale wpisał się na listę strzelców. Gol stadiony świata, ale czego innego oczekiwać po reprezentancie Walii. Golkiper Legii był bez szans.

Po pierwszym trafieniu, trochę ku zdziwieniu kibiców przed telewizorami, goście nie poszli za ciosem. A wręcz przeciwnie - do głosu zaczęła dochodzić Legia. Nemanja Nikolić czaił się na połowie rywali, a koledzy próbowali do niego zagrywać. Najfajniej wyglądał jednak Vadis Odidja Ofoe, który w środku pola całkiem nieźle radził sobie z dużo bardziej znanymi rywalami. Nie znaczy to jednak, że Hiszpanie całkowicie zniknęli - wręcz przeciwnie, wciąż konstruowali sobie kolejne sytuacje. Gareth Bale, Karim Benzema czy Cristiano Ronaldo nieśmiało próbowali zaskoczyć Arkadiusza Malarza. Żaden z nich w tym spotkaniu zbytnio się nie przemęczał.

A Wojskowi się nie poddawali. Biegali znacznie więcej niż ich wyżej notowani rywale i zaangażowaniem wydawali się nadrabiać lekkie braki w piłkarskim kunszcie. Nie udało im się jednak uniknąć straty drugiego gola. Gareth Bale dostał idealne podanie w pole karne, odegrał do Karima Benzemy, a ten nie mógł już tego zmarnować. Bez problemu powiększył prowadzenie Królewskich.

Strata drugiego gola wcale nie zabiła nadziei gospodarzy, a wręcz przeciwnie tylko wzmogła ich apetyt na trafienia. Nie mieli już nic do stracenia. Mogli spokojnie przyglądać się grze gości i liczyć na kontrataki albo sami ruszyć do natarcia. Postawili na tę drugą opcję, co okazało się słuszną decyzją nie tylko ze względu na poziom widowiska. Ataki przyniosły wymierny efekt w postaci bramki Vadisa Odidji Ofoe. Bez żadnych kompleksów minął defensorów z Madrytu, wdarł się w pole karne, by pewnie pokonać Keylora Navasa.

Radość na trybunie VIP ogromna, przed telewizorami zapewne również. Belg rozgrywał bardzo przyzwoite spotkanie, co jedynie udowodnił swoim golem. Ostatnie minuty nie przyniosły już kolejnych emocji i wszyscy niecierpliwie oczekiwali drugiej odsłony tego widowiska.

Podczas gdy Zinedine Zidane całą przerwę spędził na ławce rezerwowych, Jacek Magiera w szatni próbował jeszcze mocniej zmotywować swoich podopiecznych. Podziałało, bo na kolejne 45 minut warszawianie wyszli pełni ambicji. Do ofensywnych prób Wojskowych swoimi świetnymi interwencjami zachęcał także Arkadiusz Malarz. Golkiper Legii radził sobie z kolejnymi próbami Garetha Bale’a czy Cristiano Ronaldo, dzięki czemu jego koledzy mogli bez strachu wdzierać się na połowę przeciwnika.

I wtedy stał się poniekąd cud. Coś na co nie liczyli polscy pesymiści. Miroslav Radović po niecałej godzinie gry wyrównał. Swoim strzałem kompletnie zaskoczył Keylora Navasa i umieścił futbolówkę w siatce. To nie było w smak Realowi, który przyleciał do Polski wyłącznie po komplet punktów. Od razu po stracie gola ruszył więc do przodu. Przez kolejne minuty nie pozwalał legionistom na opuszczenie własnej połowy. Nie przekładało się to jednak na trafienia. Bramkarz Legii tego wieczoru był wyjątkowo dobrze dysponowany.

Jacek Magiera widząc, że przy takiej grze swoich zawodników ma szansę osiągnąć historyczny rezultat zdecydował się wytoczyć najcięższe działa. Do boju puścił Michała Kucharczyka oraz Aleksandara Prijovicia. Lekką przewagę wydawali się mieć goście. Zinedine Zidane dał szansę młodszym zawodnikom, którzy bardzo ambitnie podeszli do zadania, chcąc przechylić szalę zwycięstwa na korzyść swego klubu. Długo wydawało się jednak, że naprawdę mogą nie osiągnąć celu.

W końcówce na trybunie rozległ się doping - rozentuzjazmowani dziennikarze widząc, że legioniści dzielnie walczą z Królewskimi, postanowili dopomóc ich śpiewem. Kibice Legii przed telewizorami przeżywali chwile szczęścia, a domorośli amatorzy zakładów bukmachersich nerwowo przygryzali paznokcie - ich pewny typ na zwycięstwo Hiszpanów stał pod znakiem zapytania.

A największe zaskoczenie miało dopiero nadejść. W 83. minucie gospodarze po raz pierwszy w tym spotkaniu wyszli na prowadzenie. Fantastyczny strzał Thibaulta Moulina i Keylor Navas bez szans. Legia, która przegrywała już 0:2 miała jednobramkową przewagę nad wielkim Realem Madryt. Rzecz doprawdy niesłychana.

Taka sytuacja utrzymywała się jednak tylko chwilę. Goście nie mogli się poddać. Wiedzieli, że porażka z mistrzem Polski to trochę wstyd dla obrońcy Ligi Mistrzów. Tempo rosło tak jak liczba sytuacji. Arkadiusz Malarz oraz jego defensorzy zwijali się jak w ukropie. Cóż jednak z tego, skoro zaraz pokonał ich Mateo Kovacić. Mocny strzał zza pola karnego i po marzeniach o zwycięstwie nad zespołem Zinedine Zidane’a.

Przed samym końcowym gwizdkiem Hiszpanie jeszcze próbowali. Całym zespołem wdarli się pod pole karne legionistów, lecz poza obiciem paru rywali oraz poprzeczki nie udało im się nic osiągnąć. Tym samym to, czego nie spodziewał się prawie nikt, stało się faktem. Aktualnie szósta drużyna LOTTO Ekstraklasy, która jeszcze pięć dni temu przegrywała po kwadransie z ostatnią w tabeli Koroną Kielce, zremisowała z wielkim Realem Madryt.

LIGA MISTRZÓW w GOL24


Więcej o LIDZE MISTRZÓW - newsy, wyniki, terminarze, tabele

Dziewczyny piłkarzy Realu Madryt [GALERIA]

Najlepsze piłkarskie newsy - polub nas!


Polecamy