menu

Oni najbardziej zawiedli jesienią w Ekstraklasie. Kto dostanie szansę na rehabilitację? [GALERIA]

29 stycznia 2016, 17:34 | Konrad Kryczka

Jesienią mieliśmy w Ekstraklasie nie tylko odkrycia i jasne punkty ligi, ale też zawodników, na których grę należałoby spuścić zasłonę milczenia. I właśnie z takich gagatków złożyliśmy naszą jedenastkę.

Marcel Gecov (Śląsk Wrocław) – kiedy przechodził do Śląska, wertowaliśmy jego piłkarskie CV, zastanawiając się, gdzie jest haczyk. Nie wiedzieliśmy, dlaczego zawodnik z dość ciekawym życiorysem nie zaczepi się w mocniejszej lidze. Teraz wszystko stało się jasne. Gecov to jeden z najmniej kreatywnych środkowych pomocników w Ekstraklasie. Gość, który swoją grą nie dawał Śląskowi praktycznie niczego. Ani nie błyszczał w ofensywie, ani nie gwarantował spokoju w defensywie.
fot. Tomasz Hołod / Polska Press
Rafael Crivellaro (Wisła Kraków) – „Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy”. Polecieliśmy klasykiem, ponieważ ten cytat idealnie oddaje dotychczasową przygodę Crivellaro z krakowską Wisłą. Brazylijczyk w ligowym debiucie zachował się bardzo przytomnie i zdobył naprawdę ładną bramkę. Problem w tym, że z każdym kolejnym spotkaniem było gorzej (choć dołożył jeszcze dwa gole). Crivellaro ma olbrzymie kłopoty z podejmowaniem odpowiednich decyzji. A to za długo holuje piłkę, a to poda za lekko – przykłady można mnożyć. W Krakowie chcieli się z nim nawet pożegnać, ale Brazylijczyk postanowił zostać i walczyć o miejsce w składzie.
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Maciej Korzym (Podbeskidzie Bielsko-Biała/Górnik Zabrze) – w Ekstraklasie zagrał już 227 meczów, w których zdobył – uwaga – 38 goli. Inaczej mówiąc, Korzym trafia do siatki średnio co szósty mecz. A to nie jest wynik godny pozazdroszczenia. Taką statystykę „Korzeń” utrzymuje zresztą również w bieżącym sezonie. W trzynastu ligowych meczach (dwa w Podbeskidziu) zdobył tylko dwie bramki. Wiemy, że Korzym to charakterny gość, któremu nie sposób odmówić chęci, ale liczby są dla niego bezwzględne.
fot. Arkadiusz Gola / Polska Press
Jakub Rzeźniczak (Legia Warszawa) – parę miesięcy temu nawet nie pomyślelibyśmy, że „Rzeźnik” może się znaleźć w tym zestawieniu. Ostatnie pół roku dla obrońcy Legii okazało się jednak fatalne. Nie było już widać zawodnika, który był ostoją defensywy i którego wszyscy chwalą, tylko gościa, który w każdej chwili mógł wrzucić kolegów na minę. Nie zdziwilibyśmy, gdyby jesienią kibicom Legii drżały serca za każdym razem, kiedy piłka leciała w kierunku ich kapitana.
fot. Szymon Starnawski
Sławomir Peszko (Lechia Gdańsk) – miał być wielki transferowy hit. Miało być odbudowanie się przed Euro 2016 i wciągnięcie ligi nosem. Zamiast tego mamy obraz nędzy i rozpaczy. Kibice mogli bowiem podziwiać reprezentanta Polski, który w lidze nie jest w stanie ani strzelić bramki, ani zaliczyć asysty. Peszko piłkarsko wręcz nie istniał – właściwie jeżeli o nim mówiono, to głównie w kontekście przeróżnych memów lub tego, że na jego boiskowe wyczyny nie da się patrzeć.
fot. Karolina Misztal / Polska Press
Krystian Nowak (Podbeskidzie Bielsko-Biała) – „Górale” stracili jesienią najwięcej bramek w lidze, więc w naszym zestawieniu nie mogło zabraknąć ich przedstawiciela. Los chciał, że wrzucamy tu Kristiana Nowaka. Niedościgniony wzór, jeżeli chodzi o pogoń za rozpędzonymi rywalami lub ich przypilnowanie we własnym polu karnym. Nie chce nam się już zbytnio znęcać nad tym chłopakiem, ale cały czas trudno nam uwierzyć, że Robert Podoliński z uporem maniaka wystawia go w pierwszym składzie.
fot. Wojciech Matusik / Polska Press
Łukasz Tymiński (Górnik Łęczna) – z kolei o nim z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że jest najmniej kreatywnym środkowym pomocnikiem w Ekstraklasie. Pamiętając jego dotychczasową karierę, nie spodziewaliśmy się jednak cudów w tym aspekcie. Bardziej liczyliśmy na to, że jako tako będzie dawał radę robić to, co wcześniej, czyli rozbijać ataki rywali. Z tym, niestety dla łęcznian, też nie było zbyt ciekawie. W sumie Tymiński specjalizował się jedynie w łapaniu kartek.
fot. Lucyna Nenow / Polska Press
Michał Kucharczyk (Legia Warszawa) – słynny tekst „fatalny to jesteś ty” to już klasyka. Patrząc jednak na jesień w wykonaniu „Kuchego”, trzeba powiedzieć, że skrzydłowy Legii mógłby popatrzeć w lustro i rzucić właśnie takim sloganem. Kucharczyk nigdy nie był wprawdzie demonem techniki, ale dynamiką i walecznością nadrabiał naprawdę wiele braków. Jesienią brakowało jednak i tego. „Kuchy” zazwyczaj snuł się na boisku, a później trafiał do antyjedenastek kolejnych kolejek, więc ostatecznie musiał powędrować do zestawienia największych rozczarowań.
fot. Michał Gąciarz/Polska Press
Bartosz Rymaniak (Cracovia) – być może trudno będzie wam w to uwierzyć, ale ten gość od 2009 roku gra tylko i wyłącznie na poziomie Ekstraklasy. Tyle czasu, tyle popełnionych prostych błędów, ale i tak trudno oczekiwać, żeby Rymaniak nagle zjechał półkę niżej. Momentami wydaje nam się jednak, że w Krakowie zorientowali się, że wielkiego obrońcy z niego nie będzie, i na boisko wpuszczają go tylko od wielkiego dzwonu (czyli jak nikt inny nie może zagrać). A jak już Rymaniak pojawi się na murawie, to festiwal pomyłek mamy gwarantowany. A to zrobi karnego, a to nie upilnuje rywala, a to strzeli swojaka…
fot. Andrzej Banaś / Polska Press
Sebastian Przyrowski (Górnik Zabrze) – długo zastanawialiśmy się, czy nie wrzucić tu kogoś, kto rozegrał więcej spotkań. Ostatecznie uznaliśmy jednak, że w ogólnym rozrachunku Przyrowski wypadł najsłabiej. Już jego transfer trudno było podciągnąć pod logiczne działanie, a co dopiero mówić o wstawianiu go do pierwszego składu. W Zabrzu potrzebowali pięciu meczów ligowych, żeby uznać, że Przyrowski nie prezentuje już poziomu, który uprawnia go do gry w Ekstraklasie.
fot. Tomasz Bołt/Polska Press
1 / 10