menu

Od antyfutbolu do złości, czyli alfabet reprezentacji Polski na mundialu w Rosji

1 lipca 2018, 16:39 | Tomasz Biliński, Sławomir Stachura

Reprezentacja Polski grała w mistrzostwach świata krócej niż przewidywano. Jednak na tyle długo, że zdążyła pokazać się z lepszej (rzadziej) i gorszej (częściej) strony. Przedstawiamy alfabet jej pobytu na mundialu w Rosji.


fot. Bartek Syta
Kamil Glik bez pytania stwierdził, że Polska jest jedną z najgorszych drużyn w tych mistrzostwach świata. Trudno się nie zgodzić. Wyłączając patriotyzm, grę Polaków można by wykorzystywać jako tortury podczas przesłuchań. Wolni, niedokładni, bez pomysłu, długa piłka i może coś z tego będzie. Nic nie było.
fot. Bartek Syta
Kontuzja Glika i jego powrót na boisko to jedna z piękniejszych historii polskiego mundialu, mimo fatalnego rezultatu drużyny. Uraz odniesiony tydzień przed rozpoczęciem mistrzostw mocno pokrzyżował plany Adama Nawałki. Wielce prawdopodobne, że z obrońcą AS Monaco zespół nie straciłby tak łatwo i w głupi sposób bramek z Senegalem i z Kolumbią. A i piłkarze lepiej by się czuli, mając na boisku kogoś takiego. To było widać w potyczce z Japonią, którą rozegrał w całości (wszedł też na ostatni kwadrans przeciwko Kolumbii). Glik zastanawia się nad dalszą grą w kadrze. Strach pomyśleć co będzie, gdy zakończy w niej karierę.
fot. Bartek Syta
„Na naszą kiepską grę miało wpływ wiele czynników” - powtarzali po meczach polscy piłkarze, jakby umówili się w szatni. Jesteśmy w stanie w to uwierzyć. Kontuzje, brak regularnej gry albo nawet jej kompletny brak. To wszystko sprawiło, że Nawałka musiał szukać innych rozwiązań. I niewykluczone, że się w tym wszystkim pogubił. Zamieszał nie tylko składem, lecz także taktyką. Zamiast grać sprawdzonym systemem, w każdym meczu kombinował. Raz trzema obrońcami, raz czterema. To nie miało prawa się udać.
fot. Bartek Syta
Jest mnóstwo miejsc, do których można by zabrać 23 facetów w przedziale 20-35 lat. Delfinarium pewnie zajmuję jedną z ostatnich pozycji, o ile w ogóle. Mimo to właśnie tam wybrała się reprezentacja Polski. By podziwiać tańczące delfiny. Żadna z drużyn na mundialu na to nie wpadła. Może dlatego tylko naszym zabrakło agresji i woli walki na boisku?
fot. Bartek Syta
Polska padła ofiarą nowego formatu mistrzostw Europy dwa lata temu i ich przeciętnego poziomu. Ćwierćfinał rozbudził nadzieje. Nasi reprezentanci, którzy wtedy byli faktycznie czołowymi graczami w klubach, mówili, że chcą więcej. W dwa lata sytuacja większości posypała się jak domek z kart, co nie zostało zauważone przez większość tych, którzy pompowali balonik.
fot. Bartek Syta / Polska Press
Jedyny reprezentant Polski, który był na poprzednim mundialu z naszym udziałem – w 2006 r. w Niemczech. Ponadto bramkarz, który dwa lata temu po pierwszym meczu w Euro 2016 zastąpił kontuzjowanego Wojciecha Szczęsnego i spisał się rewelacyjnie. Od tamtego czasu grał regularnie w klubie, w przeciwieństwie do Szczęsnego. Mimo to w eliminacjach, a zwłaszcza w Rosji Nawałka nie postawił na Łukasza Fabiańskiego. A szkoda. Szczęsny na sześć strzałów puścił pięć goli. Statystycznie to najgorszy bramkarz mundialu. Za to Fabiański, który zagrał w „meczu o honor” pokazał, że jest pewnym punktem drużyny i daje jej mnóstwo spokoju.
fot. Bartek Syta
Gleb Gutijew, czyli pan i władca w ośrodku Sputnika w Soczi, gdzie trenowała reprezentacja Polski. Był m.in. wiceprezesem FK Moskwa, ale większość życia zajmuje się ogrodnictwem. Z wymagającym i skrupulatnym Nawałką dogadywał się bez problemów. Osobiście doglądał murawy, by była ona przecięta, wedle życzenia selekcjonera Biało-Czerwonych, do 24 milimetrów, a nie standardowych 25. Otoczył boisko wysokimi płachtami, by żaden szpieg nie podejrzał zamkniętych treningów. Starszy, pogodny człowiek w słomkowym kapeluszu z RPA zapowiadał, że boisko spokojnie wytrzyma do 1/8 finału, fazy, do której Polacy mieli trenować na Sputniku. Jednak pamiątkowe zdjęcie i pożegnanie nastąpiło już przed meczem z Japonią.
fot. Bartek Syta
Gdy nie ma wyników, zaczynają pojawiać się różne informacje, wśród nich także nieprawdziwe – stwierdził Jakub Błaszczykowski. Jedną z nich była ta o imprezie podczas przygotowań w Arłamowie. Nawałka, jak dwa lata temu, dał zresetować się piłkarzom. O ile wtedy obyło się bez szkód dla drużyny, o tyle teraz skutki w przypadku paru zawodników były opłakane. - To ohydne, że ktoś wymyśla takie rzeczy – skwitował doniesienia „Przeglądu Sportowego” Glik. Trudno nie przyznać mu racji, choć ponoć w każdej plotce jest ziarenko prawdy.
fot.
Hotel Polaków w Soczi. Miał być idealny, podobnie jak cały kurort, a okazał złotą klatką. Poza wspomnianym wypadem delfinarium trudno było znaleźć piłkarzom zajęcie. W efekcie w czasie wolnym leżeli na basenie (w czym nie ma nic złego), narażając się na wścibskich paparazzich. Poza tym oglądali mecze mundialu. Jak widać, bez wyciągania wniosków.
fot. Bartek Syta
Mecz przeciwko Jamesowi Rodriguezowi i spółce był chyba najsmutniejszym momentem Polaków na mundialu. To oni wybili nam z głowy nadzieje o wyjściu z grupy. Biało-Czerwoni byli bezsilni i bezradni. Kamil Grosicki prawie płakał, gdy rywale odebrali mu piłkę jak dziecku i podwyższyli prowadzenie. Kolumbia pokazała, jak bardzo drużyna Nawałki nie pasowała do towarzystwa w Rosji.
fot. Bartek Syta
Kadra miała piłkarzy, którzy mieli pociągnąć grę. Zaliczyć trzeba do nich Grzegorza Krychowiaka, Piotra Zielińskiego, Arkadiusza Milika, Łukasza Piszczka, Jakuba Błaszczykowskiego i oczywiście Roberta Lewandowskiego. Ale wszyscy na czele kapitanem mocno zawiedli. Milik wyszedł tylko w pierwszym meczu podobnie jak Błaszczykowski. Lewandowski, Krychowiak i Zieliński grali we wszystkich, ale prezentowali się źle, albo bardzo źle. Przy takiej dyspozycji kluczowych zawodników z eliminacji, trudno było osiągnąć sukces w Rosji.
fot. Bartek Syta
Błaszczykowski w meczu z Senegalem rozegrał setne spotkanie w reprezentacji (tyle samo ma Grzegorz Lato, więcej – 102 - ma Michał Żewłakow) i na tylu jego licznik stanął. Z kolei Nawałka w spotkaniu z Japonią poprowadził drużynę po raz 50. (piąte miejsce). Piękne liczby, fatalne okoliczności. Pytanie, czy obaj będą mieli okazje powiększyć swoje statystyki.
fot. Bartek Syta
W całym turnieju z ławki rezerwowych nie podnieśli się tylko defensywny pomocnik Karol Linetty i bramkarz Bartosz Białkowski. O ile w przypadku Białkowskiego sprawa jest oczywista, bo w takich turniejach zawodnik numer 3 na tej pozycji rzadko dostaje szansę, tak w przypadku Karola sprawa jest co najmniej dziwna. 23-letni pomocnik miał bardzo poprawny sezon w Sampdorii Genua, zagrał w siedmiu z dziesięciu spotkaniach w eliminacjach, a w Rosji trener zupełnie go odstrzelił. Karol podpadł ponoć Adamowi Nawałce za to, że w trakcie dnia wolnego w Arłamowie stracił kontrolę nad organizmem, czyli mówiąc wprost wypił za dużo. Bawili się też wtedy inni, ale tylko jego spotkała tak dotkliwa kara na mundiali.
fot. Bartek Syta
Słuchając w Soczi wypowiedzi sztabu szkoleniowego i zawodników na konferencjach prasowych, można było w nieskończoność słuchać, że kadra jest świetnie przygotowana do mundialu, trenuje w optymalnych warunkach, selekcja na mistrzostwa świata była najlepsza z możliwych, a rywale rozpracowani są pod względem taktycznym perfekcyjnie. Boiskowa rzeczywistość wskazywała na coś zupełnie innego,a w odpowiedziach na konkretne pytania padały głównie slogany.
fot. Bartek Syta
Pierwszy raz o tym taktycznym cudactwie usłyszeliśmy po meczu z Japonią z ust trenera Adama Nawałki. Widocznie niski pressing był wcześniej wbijany do głowy zawodnikom, bo niektórzy użyli go też w pomeczowych wypowiedziach. A dotyczył on konkretnie ostatnich 10 minut z Japonią, gdy Polacy prowadzili 1:0 i nie kwapili się z atakiem. Japończycy byli natomiast usatysfakcjonowani skromną porażką, która dawała im awans. W efekcie piłkarski świat oglądał w końcówce spotkania farsę, która nie miała nic wspólnego z ideą fair play i duchem sportu. Piłkarze i trener tłumaczyli, że niski pressing pomógł im wygrać. A nam się wydaje, że pomógł jeszcze bardziej się skompromitować.
fot. Bartek Syta
W mundialu zagrało w sumie 21 naszych zawodników i jest to kolejny dowód na to, że Nawałka absolutnie nie miał koncepcji i pomysłu na turniej. W każdym spotkaniu szkoleniowiec dokonywał wielkich zmian, które zamierzonego efektu nie przyniosły. To kolejne novum w stosunku do wygranych eliminacji na rosyjskie mistrzostwa świata, bo tam selekcjoner znacznie rzadziej rotował składem i taktyką.
fot. Sylwia Dąbrowa
Rację mieli ci, którzy twierdzili, że skrzydłowy Lechii Gdańsk był w Rosji za zasługi i dla robienia atmosfery. W poważnych planach miejsca dla niego nie było, zagrał wprawdzie w ostatnim meczu w końcówce, ale bardziej na sztukę i dla statystyk. Atmosfery też nie zrobił, bo tej w drużynie jej nie było.
fot. Bartek Syta
Nasz kapitan znalazł się w jedenastce największych rozczarowań turnieju i trudno się z tym nie zgodzić. Lewandowski nie wpisał się na listę strzelców, nie pociągnął drużyny, a jego tłumaczenia po przegranym 0:3 meczu z Kolumbią, że nie jest w stanie wziąć piłki, przedryblować pięciu piłkarzy i strzelić gola, tylko wzbudziły politowanie. Światowe media, zwłaszcza te w Niemczech, zgodnie orzekły, że to piłkarz, który się nie sprawdza w meczach o stawkę i wielki klub na R czyli Real, tak naprawdę nie zaprząta sobie nim głowy.
fot. Bartek Syta
Nieporadność Biało-Czerwonych w Rosji dobitnie pokazuje pierwszy mecz z Senegalem przegrany 1:2. To nie rywale strzelali gole, padały one po koszmarnych błędach naszej drużyny, które na takim poziomie nie powinny się zdarzyć. Trudno mieć wprawdzie pretensje o samobója do Thiago Cionka, ale była to kwintesencja niemocy w grze obronnej. Drugi stracony gol, po kuriozalnym podaniu do tyłu Grzegorza Krychowiaka, utwierdza tylko w przekonaniu, że gra naszej drużyny miała charakter wręcz sabiotażowy.
fot. Bartek Syta
Po doświadczeniach z 2002 roku w Korei Południowej i Japonii oraz z 2006 w Niemczech, tym razem miało być inaczej. Było jak zwykle i Polacy zagrali na mistrzostwach świata trze mecze – otwarcia, o wszystko i o honor. Gdyby jednak pójść dalej, to w Rosji było nawet gorzej. Wygrana o honor z Japonią, po kuriozalnej końcówce wzbudziła ogólny niesmak. Nadzieje - po ćwierćfinale Euro 2016, przed wyjazdem do Rosji były znacznie większe.
fot. Karolina Misztal
Rywalizacji Polaków w Rosji towarzyszyły olbrzymie upały, ale też trzeba przyznać, że nasi sami zgotowali sobie taki los. Dużo kontrowersji wzbudził wybór bazy w Soczi, gdzie temperatura o tej porze roku jest bardzo wysoka, a wilgotność sięgająca do 85 procent. Zdaniem wielu specjalistów od przygotowania fizycznego trenowanie w takich warunkach miało duży wpływ na formę zawodników, ale z kadry płynęły zapewnienia, że to nieprawda.
fot. Piotr Hukało
W kadrze nastąpił już początek wymiany pokoleń, bo w Rosji będących coraz starszych i bez formy Łukasza Piszczka czy Kubę Błaszczykowskiego zastępowali młodsi Dawid Kownacki i Jan Bednarek. Po nieudanym turnieju tej wymiany może nastąpić ciąg dalszy, gdyż niektórzy szykują się do zakończenia kariery, a trener Adam Nawałka prawie na pewno pożegna się z posadą selekcjonera kadry, którą prowadził od listopada 2013 roku.
fot. Bartek Syta
Niezadowolenie z kiepskiego wyniku, apogeum osiągnęło po blamażu 0:3 z Kolumbią w Kazaniu, gdzie polscy kibice za darmo oddawali bilety, nie chcąc już oglądać drużyny w meczu o honor z Japonią. Pewnie po jego obejrzeniu nie żałowali i ogólnonarodowa złość na ekipę Nawałki po mundialu nie minęła. Nie ma przecież wątpliwości, że Biało-Czerwoni, choć zagrali na mundialu po 12 latach przerwy, to zawiedli na całej linii i pożegnali się z nim w kompromitującym stylu.
fot. Andrzej Banas / Polska Press
1 / 24

Polecamy