menu

Wisła Kraków. Jakub Bartkowski: Spekulacje, że nam się nie chce, bo nie dostajemy pieniędzy, między bajki można włożyć...

13 listopada 2018, 16:17 | Bartosz Karcz

Jakub Bartkowski w przeciągu dwóch kolejek przeszedł drogę z piekła do nieba. W Gliwicach w meczu z Piastem, tak jak cały zespół, zagrał słabiej. Jego konto obciążała też druga bramka dla gliwiczan. Minął jednak tydzień i to właśnie po zagraniu Bartkowskiego Paweł Brożek zdobył zwycięską bramkę w meczu z Zagłębiem Lubin w szóstej doliczonej minucie gry.


fot. Andrzej Banaś

– Takie jest życie piłkarza – mówi Jakub Bartkowski. – To pokazuje, że po dobrym momentach nie można chodzić z głową w chmurach, a po tych słabszych nie należy się dołować. Do wszystkiego trzeba podchodzić racjonalnie. To jest sport, w który wpisane są zarówno sukcesy, jak i niepowodzenia.

Wiślacy w minioną sobotę wystawili swoich kibiców na dużą próbę nerwów. Po pierwszej połowie powinni prowadzić wysoko, a nie tylko 2:0. A później – mimo iż sami mieli kolejne okazje na gole – stracili dwie bramki i dopiero w samej końcówce przesądzili o zwycięstwie.
– Gdybyśmy nie wygrali, bylibyśmy bardzo źli na siebie – nie kryje Bartkowski. – W pamięci byłyby te wszystkie niewykorzystane sytuacje, a najgorsze byłoby to, że przedłużylibyśmy nasza serię bez zwycięstwa. Na szczęście wszystko dobrze skończyło się w doliczonym czasie gry. Jak widać „Brozio” lubi ostatnio strzelać decydujące gole w samych końcówkach. Zagłębie poza golami nie miało praktycznie sytuacji. Dla nas to był natomiast mecz niewykorzystanych sytuacji. Tak to jest w sporcie, że czasami drużyna po dobrym meczu może nie wygrać i odwrotnie. W tym przypadku uważam jednak, że zasłużyliśmy na zwycięstwo w pełni. Byliśmy lepsi zarówno w pierwszej, jak i w drugiej połowie.

Jeśli chodzi o wspomnianą asystę, to Bartkowski wrzucił piłkę w pole karne na tzw. aferę. Zapytany o to zagranie, puszcza oko i z uśmiechem mówi: – Ćwiczyliśmy to od dawna…
Po chwili, już bardziej poważnie dodaje: – Tak naprawdę to wiedziałem, że jest już 95 minuta. Wiedziałem, że w „szesnastce” są Paweł i Zdenek, nasze lisy pola karnego. Jeden z nich skorzystał z szansy na gola. Paweł przypomniał się, wykorzystując okazję w sposób, w jaki to robił w swoich najlepszych latach.

Nie od razu wiadomo jednak było, że Wisła ten mecz wygrała, bo sędzia jeszcze konsultował się z wozem VAR. Dopiero po chwili wskazał na środek boiska i jednocześnie zakończył spotkanie.
– Z jednej strony było trochę niepewności, ale z drugiej mogliśmy się z tej bramki cieszyć dwa razy – wyjaśnia Bartkowski. – Zresztą po tej decyzji, po analizie VAR radość była chyba jeszcze większa, bo już jasnym się stało, że nikt wygranej nam nie zabierze. Niepewność natomiast była m.in. dlatego, że zawodnicy Zagłębia odgrywali swoją grę, twierdzili, że „Brozio” się przyznał, że zagrał ręką. Koniec, końców sędzia podjął decyzję o uznaniu bramki i zdobyliśmy trzy punkty.

Dla Bartkowskiego mecz z Zagłębiem prócz radości z powodu wygranej, przyniósł również łyżkę dziegciu w beczce miodu. W końcówce obrońca Wisły dostał bowiem żółtą kartkę. Czwartą w tym sezonie, która eliminuje go z następnego meczu z Arką Gdynia. – Tak naprawdę w tej sytuacji poświęciłem się dla drużyny – tłumaczy piłkarz. – Wiedziałem, że to będzie czwarta żółta kartka, a zdawałem sobie sprawę, że muszę przerwać tę akcję. Czego się nie robi dla drużyny…

Mecz z Zagłębiem zakończył pierwszą rundę. Wiślacy uzbierali w niej 25 punktów. Biorą pod uwagę wszystkie zawirowania wokół klubu, to bardzo dobry wynik, ale mógł być jeszcze lepszy, bo w kilku spotkaniach „Biała Gwiazda” trochę pechowo, a trochę na własne życzenie traciła punkty.
– Mimo wszystko jest lekki niedosyt, choć całą rundę trzeba ocenić pozytywnie – twierdzi Bartkowski. – Mamy dużo punktów, jesteśmy blisko podium. Wiadomo, że były lepsze i gorsze momenty. Trochę punktów straciliśmy w meczach, w których nie powinniśmy ich stracić. Piłkarze każdej drużyny mogą tak jednak powiedzieć. Przed nami jeszcze pięć meczów w tym roku, jest piętnaście punktów do zdobycia i zrobimy wszystko, żeby było ich na naszym koncie jak najwięcej. W każdym meczu zagramy o zwycięstwo.

Strona sportowa to jedno, a sytuacja w klubie to drugie. Nie jest tajemnicą, że piłkarze Wisły od kilku miesięcy nie dostają pensji. Wychodząc na boisko starają się jednak robić swoje. – Każdy, kto dobrze życzy Wiśle, czeka na lepsze czasy – nie kryje Jakub Bartkowski. – Nie tylko my piłkarze, ale wszyscy wokół, którzy kibicują temu klubowi. Jeśli natomiast chodzi o naszą grę i zaangażowanie, to myślę, że spekulacje po naszych słabszych meczach, że nam się nie chce, bo nie dostajemy pieniędzy na czas, można między bajki włożyć. Każdy z nas gra dla siebie, dla rodziny, dla drużyny. Każdy ma w tym interes, żeby prezentować się jak najlepiej. Oczywiście czasami zdarzy się słabszy występ, ale dopisywanie do tego dziwnych hipotez, to jedna, wielka bzdura. Myślę, że nawet w tym ostatnim meczu udowodniliśmy, że zawsze gramy do samego końca o zwycięstwo.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

Oglądaj mecze Ekstraklasy na żywo online w Player.pl >>>;nf

Follow @sportmalopolska

Sportowy24.pl w Małopolsce

[wideo_iframe]//get.x-link.pl/ed53f378-1181-8a87-327b-f07b80b90e24,2152cca2-06e5-14e1-16ea-595dadeac14d,embed.html[/wideo_iframe]

DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Wisła–Zagłębie Sosnowiec. Zdjęcia kibiców

Majka: Bardzo chciałbym znowu pojechać w TdP

Liga Talentów Cup 2018. Turniej na boisku Hutnika

Unia Tarnów będzie miała nową drużynę

Obrońca Cracovii marzy o grze w lidze angielskiej

Motak znów może zagrać przeciwko własnej drużynie
[reklama]


Polecamy