menu

Bartosz Praciak (Unia Oświęcim). W nowej roli, czyli ze snajpera stał się środkowym obrońcą. Nie zagrał jeszcze tylko w bramce [ZDJĘCIA]

19 września 2018, 12:29 | Jerzy Zaborski

Rozmowa z 32-letnim BARTOSZEM PRACIAKIEM, piłkarzem czwartoligowej Unii Oświęcim

[b]Bartosz Praciak[/b] jako oświęcimski snajper. To częsty obrazek, piłka w siatce przeciwników. Teraz przed nim nowe wyzwanie, bo odnajduje się w roli środkowego obrońcy.
fot. Fot. Jerzy Zaborski

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.
1 / 14

- Zazwyczaj każdy sezon był dla pana bramkowym wyzwaniem, bo napastników rozlicza się przede wszystkim z goli. Tym razem jednak nie bramki są najważniejsze i - nie chodzi tylko o ostatni - zwycięski mecz Unii Oświęcim na własnym boisku nad Orłem Piaski Wielkie 2:0.

- Tym razem cieszyłem się przede wszystkim dlatego, że nie straciliśmy gola. Być może nie wszyscy wiedzą, że – choć jestem nominalnym napastnikiem – od pewnego czasu występuję na pozycji środkowego obrońcy. To dlatego, że nasz blok defensywny całkowicie się rozsypał. Trener Jacek Dobrowolski musiał poszukać nowych rozwiązań. Skoro kierując oświęcimską obroną wygraliśmy w Olkuszu i potem na własnym boisku z Orłem Piaski Wielkie, to moja zmiana okazała się dobra.

- Być może dla niektórych napastników takie cofnięcie odebrane zostałoby dziwnie, ale przecież to raczej docenienie zawodnika. Na tak odpowiedzialnej pozycji trzeba mieć spory bagaż doświadczeń. Pan go ma, legitymując się przecież występami w drugoligowej krakowskiej Garbarni.

- Może od takich analiz są trenerzy. Razem z naszym szkoleniowcem nie zagraliśmy w ciemno. Najpierw taki wariant sprawdziliśmy w meczu Pucharu Polski, przeciwko Głębowicom, występującym na co dzień w oświęcimskiej klasie B. Skoro się udało, powtórzyliśmy to w lidze. Mogę powiedzieć, że snajperska dusza bardzo przydaje mi się na nowej pozycji. W obronie potrafię przewidzieć ruch napastnika, bo wiem, jak sam starałbym się rozwiązać pewne akcje.

- Można powiedzieć, że Unia jest dla pana prawdziwym poligonem doświadczalnym...

- Dokładnie. Za trenera Sławka Frączka byłem też ustawiany na boku pomocy. Można powiedzieć, że grałem na każdej pozycji, no, może poza bramką. Gdyby i w niej przyszło mi kiedyś stanąć, to pewnie mógłbym już skończyć przygodę z futbolem (śmiech). Wierzę jednak, że do takiej sytuacji nie dojdzie.

- Ile goli udało się panu zdobyć w poprzednim sezonie w barwach Unii Oświęcim?

- Uzbierało się czternaście. Teraz w lidze mam jednego i cztery w Pucharze Polski, ale to było w czasach występów w ataku. Jednak w obronie można punktować asystami. Przecież właśnie po moim prostopadłym podaniu Jakub Snadny dał nam prowadzenie w meczu przeciwko Orłowi, a dobra asysta smakuje tak samo jak gol (śmiech).

- Nie tak dawno został pan okrzyknięty jako najskuteczniejszy strzelec ostatniego dziesięciolecia w Garbarni Kraków, mając na koncie 46 trafień.

- A grałem dla „Brązowych” tylko przez trzy sezony. To dlatego koledzy z Krakowa, a mam ich wielu, łapią się za głowę, słysząc, że teraz gram na środku obrony. Życie potrafi zaskakiwać. W stolicy Małopolski występowałem jednak w najlepszym dla piłkarza wieku. Nic dziwnego, że sezon na trzecioligowych boiskach zamknąłem 21 trafieniami.

- Czy grając w drugoligowej Garbarni Kraków nie było szansy przebicia się wyżej?

- W połowie trzeciego, mojego ostatniego sezonu na Rydlówce, do Krakowa trafiły dla mnie oferty; z drugoligowego Rakowa Częstochowa i pierwszoligowego GKS Tychy. Dowiedziałem się o nich późno. Być może dlatego mnie o nich nie poinformowano, bo drugi z napastników, Marcin Siedlarz, poszedł na testy do pierwszoligowej wówczas Arki Gdynia. Obaj mieliśmy dobrą jesień, strzelając po osiem goli. Ostatecznie tydzień przed wiosenną premierą wrócił do Garbarni, ale wówczas było już za późno, żeby zajmować się moim transferem. Zresztą oba kluby nie chciały już wtedy ryzykować.

- Podobno spodziewa się pan syna?

- Za pięć, może sześć tygodni, na świecie pojawi się Szymon. Takie imię wybraliśmy z żoną dla syna. Jeśli podtrzyma naszą piłkarską rodzinną tradycję, którą ja przejąłem przecież od swojego taty, to może następne pokolenie zagra wyżej od swojego ojca i dziadka.


DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Wisła Kraków – Lechia Gdańsk. Zobacz jak bawili się kibice

TOP 10 najgorszych ligowych startów piłkarzy Cracovii

Hutnik - Motor. Tak było na trybunach [ZDJĘCIA KIBICÓW]

Kto kryje Pawła M.? Wisła się od niego nie odcina

Brutalny gang rządzi w Wiśle? Klub reaguje na zarzuty

QUIZ. Jak dobrze znasz piłkarskie kluby z Małopolski?
[reklama]