menu

Dźwigała o Dolcanie: Dalej to do mnie nie dociera, że tego zespołu nie ma [WYWIAD]

22 marca 2016, 08:57 | Patryk Kurkowski / Dziennik Bałtycki

- Dalej to do mnie nie dociera, że tego zespołu nie ma. Czuję się źle, że nie mam możliwości pracowania. Nie lubię przerw, lubię być w rytmie - mówi Dariusz Dźwigała, były trener m. in. Arki Gdynia i

Dariusz Dźwigała
Dariusz Dźwigała
fot. TOMASZ BOLT / POLSKA PRESS

Kiedy odchodził Pan z Arki, to powiedział, że jest dobrym trenerem, lecz bez wyników. Teraz to już chyba nieaktualne?
Wie pan co, moja praca w tych dwóch miejscach była porównywalna. Wiedziałem, że w dłuższej perspektywie zespół zacznie wygrywać, ale nie dano mi popracować dłużej. Dlatego czułem rozgoryczenie. Zresztą zawsze jest nieprzyjemnie, kiedy zwalnia się trenera przed końcem kontraktu.

Mimo braku wyników w Arce przychylni Panu byli zawodnicy i nawet kibice.
Pamiętam jak pracowałem i wiem, jakim jestem trenerem. To było też widoczne dla najbliższych ludzi. I zostało to docenione. Dobra praca nie zawsze przynosi dobre wyniki. Wpływa na to wiele czynników - potrzebne jest szczęście czy odpowiednia kadra. Przykład Pawła Abbotta. Wiedzieliśmy, że nie grał przez kilka miesięcy, że miał długą przerwę. On miał być alternatywą dla podstawowego napastnika. Wyszło inaczej i okazało się, że potrzebował trochę czasu, żeby dojść do sił. Zresztą wielu sprowadzonych przez nas wtedy piłkarzy odpaliło - Marcin Warcholak, Abbott czy Antek Łukasiewicz. Do tego teraz wiodącą postacią jest Michał Nalepa, na którego postawiliśmy.

Dostał Pan też wtedy ultimatum. Jak się Pan z tym czuł?
Jak ktoś dostaje ultimatum, to wie, że prędzej czy później straci pracę. Jeśli klub ma określoną wizję to patrzy przez pryzmat tego jak roku zespół. Brakowało nam zwycięstw, ale graliśmy dobrze, a zespół stale się rozwijał. To jest jednak problem w Polsce, bo wszyscy chcą wyników tu i teraz. Nikt nie patrzy w szerszej perspektywie.

W pewnym momencie tego sezonu mówiło się też o tym, że zwolniony może zostać trener Grzegorz Niciński.
Pamiętam ten moment. Byłem wtedy w Pruszkowie na meczu Arki z Pogonią Siedlce, kiedy szczęśliwie udało się zremisować. Słyszałem wówczas, że może być zmiana trenera. Ale do niej nie doszło i to była bardzo dobra decyzja.

Grzegorz Niciński chciał podobno odejść razem z Panem (był asystentem trenera), ale ostatecznie został. Rozmawialiście o tym?
Był taki moment, że Grzesiek powiedział, że on odchodzi razem ze mną. Ale mówiłem mu wtedy - zastanów się trzy razy. Jesteś stąd, masz możliwość kontynuowania naszej roboty. Generalnie przekonywałem Grześka, żeby tak łatwo się nie poddawał. Wiem, że chciał postąpić tak jak powinien postąpić najbliższy współpracownik, ale miał moje pełne wsparcie, dlatego też może zdecydował się zostać.

To jego dopiero drugi sezon w pierwszej lidze, a już walczy z zespołem o awans.
Uważam, że ma najmocniejszą kadrę spośród wszystkich drużyn. Zresztą sam miałem możliwość grania przeciwko Arce. Już jesienią pokazali siłę, a teraz się wzmocnili i to piłkarzami o naprawdę dużej jakości jak na pierwszą ligę. Dla mnie Arka jest poza zasięgiem.

A co innymi drużynami?
Jest kilka zespołów, bo liga jest wyrównana. Zresztą widać to było niedawno w meczu Wisły Płock z Pogonią Siedlce, gdzie ci pierwsi wcale nie byli dużo lepsi od gospodarzy. Uważam, że bardzo silna jest Chojniczanka, która ma porównywalną kadrę do Wisły.

Wróćmy do Pana. Choć w Dolcanie miał Pan słabszych piłkarzy niż w Gdyni, to udało się stworzyć groźny zespół.
Nie wiem czy gorszy. Jak przychodziłem to odeszło kilku piłkarzy, więc musieliśmy w biegu coś sklecić. Wybraliśmy piłkarzy, którzy odpowiadali naszemu pomysłowi na grę. Mówię naszemu, bo nie pracuję sam, lecz ze sztabem.

Wyniki Dolcanu to nie był przypadek, bo w tym sezonie potwierdzaliście dobrą grę.
Jestem konsekwentny w tym co mówię. Mam pomysł na grę, który opiera się na cierpliwym budowaniu akcji. Zawodnicy się rozwijali. To też jest ważny wykładnik. Spod której ręki, ilu zawodników poszło dalej. Tak jak patrzy się w grupach młodzieżowych, kto się przebił do reprezentacji, tak samo w Dolcanie powinno się też patrzeć na to, ilu zawodników trafiło na poziom ekstraklasy. Obraliśmy dobry kierunek. W naszym sposobie każdy jest odpowiedzialny za piłkę. To zawodników rozwijało, dlatego też trafili na wyższy poziom.

Takim przykładem piłkarza, na którego mocno Pan postawił, a zrobił ogromny postęp, jest Michał Nalepa.
Michał rzucił mi się w oczy od pierwszego treningu. Nie bałem się na niego postawić, bo widziałem w nim to coś. Miał już wyrobione umiejętności, ale należało jeszcze trafi do jego głowy. Nie może być tak, że daje się komuś szansę, a potem się z niego rezygnuje. Trzeba być konsekwentnym. Zawodnicy są różnie skonstruowani - jedni są mocniejszy psychicznie, drudzy mniej. Trener musi być psychologiem, ojcem i nawet złym ojcem. Trzeba rozmawiać, być sprawiedliwym i szczerym. Ja jestem takim trenerem, który lubi chwalić i głaskać, ale jestem też bardzo wymagający. Mamy kota na punkcie detali piłkarskich.

Jak Pan zareagował na wieści, że Dolcan się rozpada?
Dla mnie był to ogromny cios, bo tworzył się naprawdę fajny zespół. To była świetna grupa ludzi. Mieliśmy dobry klimat i ogromną szansę, mówię to z pełną odpowiedzialnością, awansu do ekstraklasy. Mimo że mieliśmy sześć punktów straty do Arki, to wiedzieliśmy, że zespół się rozwija. Teraz możemy tylko gdybać, ale gdybyśmy wygrali dwa pierwsze mecze u siebie, to nasza strata do Arki już by się zmniejszyła.

Oswoił się Pan już z rozpadem Dolcanu?
Dalej to do mnie nie dociera, że tego zespołu nie ma. Czuję się źle, że nie mam możliwości pracowania. Nie lubię przerw, lubię być w rytmie. Jak wstaję to muszę od razu wychodzić, bo dla mnie liczy się systematyczność. Brakuje mi tej pracy, dlatego szukam kontaktu z ludźmi. Jeżdżę po treningach różnych klubów. Po prostu staram się zabić ten czas.

Dziennik Bałtycki