menu

Droga Legii do Ligi Mistrzów dłuższa niż w poprzednich sezonach. Ale wcale nie dużo trudniejsza

9 lipca 2018, 15:31 | Tomasz Dębek

Już we wtorek Legia Warszawa rozpocznie kwalifikacje do Ligi Mistrzów. Utarło się, że po reformie rozgrywek mistrzowi Polski dużo trudniej będzie awansować do fazy grupowej Champions League. Czy tak będzie w rzeczywistości? Przedstawiamy zasady, jakimi będą rządzić się eliminacje do LM w najbliższym sezonie.

Kiedy znów zobaczymy w Polsce gwiazdy Realu?
Kiedy znów zobaczymy w Polsce gwiazdy Realu?
fot. Szymon Starnawski /Polska Press

Na zmianach wprowadzonych przez UEFA najbardziej zyskają najbogatsi, czyli ligi czterech najwyżej rozstawionych w rankingu krajowym państw (Hiszpania, Niemcy, Anglia i Włochy). W poprzednich sezonach trzy czołowe ligi miały po trzy zagwarantowane miejsca w Lidze Mistrzów i jedno w kwalifikacjach, czwarty - dwa miejsca "z automatu" i jedno w eliminacjach. W tegorocznych rozgrywkach władze europejskiej piłki powiększyły pulę dla krezusów, i to mocno. Bez konieczności kwalifikacji Hiszpanie, Niemcy, Anglicy i Włosi wystawią po cztery drużyny, co łącznie daje... połowę miejsc w 32-zespołowych rozgrywkach.

W tym sezonie obrońcy trofeum LM i Ligi Europy (Real i Atletico Madryt) awansowały do fazy grupowej dzięki miejscom zajętym w lidze, puli gwarantowanych wejść nie trzeba było więc powiększać - ale taka sytuacja może się zdarzyć w przyszłości. "Z automatu" w Champions League i tak zagra jednak jeszcze dziesięć klubów: trzy z Francji (numer pięć rankingu), dwie z Rosji (nr sześć) i po jednej z miejsc 7-11 (Portugalia, Ukraina, Belgia, Turcja, Czechy).

Oznacza to, że drogą eliminacji do LM w tym sezonie dostanie się tylko sześć zespołów (zamiast jedenastu). Trzy miejsca UEFA zabrała klubom walczącym o kwalifikację na tzw. ścieżce niemistrzowskiej (było pięć miejsc, zostały dwa), jedno 12. państwu rankingu (Szwajcaria), a jedno z miejsca, które nas najbardziej interesuje, czyli ścieżki mistrzowskiej kwalifikacji, w której bierze udział mistrz Polski. Jeszcze w poprzednim sezonie awans z niej zyskiwało pięć drużyn, od obecnego cztery.

W porównaniu do poprzednich sezonów, mistrza Polski od LM dzieli jeden dwumecz więcej. Legia zmagania rozpocznie już w pierwszej fazie kwalifikacji (wcześniej rozegrana została runda przedwstępna z udziałem mistrzów czterech najniżej notowanych państw), awans zapewnia przejście rundy czwartej. Gdyby nie niska pozycja Polski w rankingu UEFA (20. w momencie przydzielania miejsc, aktualnie 21.), legioniści oszczędziliby sobie dwóch spotkań - mistrz Białorusi (miejsce 19.) kwalifikacje rozpocznie od rundy drugiej.

Drużyna Deana Klafuricia ma jednak sporo punktów w rankingu klubowym, dzięki czemu została rozstawiona zarówno w pierwszej (zagra z Cork City z Irlandii) jak też w drugiej rundzie (Spartak Trnava ze Słowacji lub bośniacki Zrinjski Mostar) kwalifikacji. Podobnie będzie też w trzeciej rundzie, gdzie Legia może trafić jednak już na takie drużyny jak Dinamo Zagrzeb, AEK Ateny, BATE Borysów, Malmo FF, Karabach Agdam czy pogromca warszawskiej drużyny z ubiegłorocznych kwalifikacji do Ligi Europy, Sheriff Tyraspol. Najtrudniej będzie w ostatniej rundzie. Aby Legia znalazła się w gronie rozstawionych, musi liczyć na to, że odpadną dwie drużyny notowane wyżej od niej. Czyli FC Salzburg, Łudogorec Razgrad, Celtic Glasgow i APOEL Nikozja. W innym przypadku będzie musiała zmierzyć się z mistrzami Austrii, Bułgarii, Szkocji lub PSV Eindhoven, które dołączy do kwalifikacji właśnie w czwartej rundzie.

Łatwo nie będzie, ale w poprzednim sezonie w ostatniej rundzie kwalifikacji też grały takie zespoły jak APOEL, Celtic, HNK Rijeka, Slavia Praga czy Olympiakos Pireus. Wówczas - gdyby nie wstydliwa porażka z mistrzem Kazachstanu Astaną - legioniści mieliby zapewnione rozstawienie przed finałową fazą eliminacji.

Pozytywną stroną reformy jest to, że nawet odpadając z walki o Ligę Mistrzów, Legia będzie miała ułatwioną drogę awansu do Ligi Europy. A gra w fazie grupowej tych rozgrywek jest według prezesa i właściciela klubu Dariusza Mioduskiego celem drużyny. Do tej pory szansę na grę w "lidze pocieszenia" gwarantował dopiero awans do trzeciej rundy kwalifikacji LM. Od tego sezonu UEFA wprowadziła specjalną ścieżkę eliminacji do fazy grupowej LE, w której będą brać udział wyłącznie kluby wyeliminowane z Champions League. W ten sposób miejsca w Lidze Europy wywalczy 12 mistrzów - czterech przegranych w ostatniej rundzie el. LM i ośmiu spośród tych, którzy odpadli wcześniej.

W przyrodzie nic jednak nie ginie. Łatwiejsza droga awansu Legii do LE oznacza, że większe problemy z dostaniem się do fazy grupowej tych rozgrywek będą miały pozostałe polskie zespoły: Jagiellonia Białystok, Lech Poznań i Górnik Zabrze. Powalczą one w kwalifikacjach nie o jedno z 22 miejsc w Lidze Europy (jak było w zeszłym sezonie), a tylko o 13.

Reforma wprowadzona przez UEFA ma swoje plusy i minusy. Aby mieć prawo na nią narzekać, polskie kluby powinny jednak najpierw udowodnić swoją wartość na murawie. Jeśli będą odpadać z drużynami z Kazachstanu, Mołdawii (Legia) czy Azerbejdżanu (Jagiellonia) - o spektakularnych kompromitacjach innych klubów z poprzednich sezonów nawet nie wspominamy - to żadna reforma im nie pomoże. Wygrywając kolejne mecze będą pracować na pozycję Polski w rankingu, zwiększą też własne szanse na rozstawienie w kolejnych sezonach. Bez tego (pozo)staniemy piłkarskim zaściankiem Europy. A Polaków w fazie grupowej LM czy LE będzie można zobaczyć tylko w koszulkach zagranicznych klubów.

Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze

Sandro Kulenović: W Juventusie mogłem trenować z moim idolem Mandžukiciem, ale tęskniłem za Legią


Polecamy