menu

Krzysztof Sobieraj z Arki Gdynia: Lech Poznań był bardzo konkretny i wygrał zasłużenie [ROZMOWA]

13 marca 2017, 12:26 | Szymon Szadurski

Rozmowa z Krzysztofem Sobierajem, obrońcą Arki Gdynia.


fot. Przemyslaw Swiderski

Dariusz Formella mówił, że w Lechu każdy zawodnik wie, co ma robić. Niestety dla was widać było to na boisku.
Trzeba się z tym zgodzić. Rywale byli znakomicie zorganizowani i nie pozwolili nam na wiele. Staraliśmy się grać w piłkę, ale docieraliśmy z futbolówką do 30 metra przed ich bramką i nic dalej nie mogliśmy zdziałać. Groźnych sytuacji było jak na lekarstwo. Co z tego, że mieliśmy posiadanie piłki i prowadziliśmy grę? Za wrażenia artystyczne punktów nie ma. Piłka polega na strzelaniu bramek i Lech nam to pokazał.

Dlaczego byliście tak mało zdecydowani w defensywie?
Trudno to wytłumaczyć. Żadne z ogniw naszego zespołu nie funkcjonowało na sto procent, a grając z takim rywalem i myśląć o korzystnym wyniku, nie możemy sobie na to pozwolić. Nie ma co załamywać rąk, trzeba grać dalej. Jestem pewien, że trenerzy rozłożą sobotni występ na czynniki pierwsze i wyciągniemy z niego wnioski.

Lech był najlepszym zespołem, z jakim mierzyliście się w tej rundzie? Groźniejszym od Legii?
Patrząc na wynik, na pewno tak. Poznaniacy byli konkretni, zabójczo skuteczni, ale trzeba też powiedzieć, że mieli mnóstwo szczęścia. Przy pierwszej bramce pomógł im rykoszet na skrzydle. Przy okazji drugiej Jevtić pokazał kunszt, ale także miał sporo szczęścia. Potem Kownacki uderzył nieczysto, a i tak wpadło. Z kolei Robak wsadził głowę i minimalnie wyprzedził naszego obrońcę. Nie chcę deprecjonować klasy Lecha, ale w tym meczu prawie wszystko im wychodziło.

Po golu Rafała Siemaszki wierzyliście jeszcze w korzystny rezultat?
Oczywiście. Poczuliśmy krew i dążyliśmy do zdobycia drugiego gola. Gdyby to się udało, byłoby ciekawie. Niestety Lech czwartą bramką zamknął spotkanie.

Ta porażka może mieć znaczenie w kontekście prawdopodobnego finału Pucharu Polski przeciwko Lechowi?
Nie sądzę. Do meczu finałowego są prawie dwa miesiące. Przez tak długi czas wiele może się zdarzyć. Liczyć trzeba się z kontuzjami i wahaniami formy.