menu

Jedna akcja zdecydowała o zwycięstwie Sandecji w Niepołomicach

23 kwietnia 2014, 18:06 | Jakub Podsiadło, psz

Mouhamadou Traore potrzebował zaledwie czterech minut od wejścia na boisko, żeby przerwać trzy passy: Sandecji bez wygranej na wyjeździe, jej napastników bez ligowego gola i własną - "Mama" czekał na bramkę w lidze od ponad 20 miesięcy. Dzięki bramce Senegalczyka podopieczni Ryszarda Kuźmy pokonali Puszczę Niepołomice 1:0 (0:0).

Jedna akcja zdecydowała o zwycięstwie Sandecji w Niepołomicach
Jedna akcja zdecydowała o zwycięstwie Sandecji w Niepołomicach
fot. Ewelina Żak

Z trenerskiej dwójki WójtowiczKuźma tylko szkoleniowiec Puszczy hołduje zasadzie mówiącej, że zwycięskiego składu się nie zmienia. W środowym meczu przeciwko Sandecji bez skrupułów znowu posadził strzelca zwycięskiej bramki w Świnoujściu, Krzysztofa Zarembę, na ławce rezerwowych, zupełnie jak miało to miejsce nad Bałtykiem. Jego vis-à-vis z Nowego Sącza pomieszał składem i dlatego mecz w Niepołomicach w rezerwie rozpoczęli zwycięzcy derbów z Kolejarzem - Sebastian Szczepański i Mouhamadou Traore. Zamiast tego pierwszego do składu wskoczył rzadko widziany w wyjściowej jedenastce Rudolf Urban, a z nękającą sądeckich napastników od listopada passą bez strzelonej bramki w lidze miał rozprawić się Fabian Fałowski.

Bohatera pierwszej fazy meczu nie wyłoniły jednak formacje ofensywne - w intensywnych, wyrównanych pierwszych kwadransach najbardziej wyróżnił się środkowy obrońca Sandecji, Pablo Gomez. Były stoper Salamanki na boisku dwoił się i troił, udowadniając, że jest bardziej piłkarzem niż studentem (zobacz TUTAJ). Mało brakowało, a Hiszpan otworzyłby wynik meczu w 22. minucie - jego desperackie wybicie z połowy boiska najpierw wzbudziło kpiny kibiców gospodarzy. Chwilę później fani "Żubrów" odetchnęli z ulgą, widząc zdradliwą piłkę w bezpiecznych rękach Andrzeja SobieszczykaSobieszczyk już nie takie bramki puszczał – kiwali głowami sympatycy Puszczy i mieli rację - chwila nieuwagi bramkarza z Niepołomic i bylibyśmy świadkami kuriozalnego trafienia.

W pierwszej połowie można było odnieść wrażenie, że tylko Sandecja przyjechała tutaj grać w piłkę nożną, jeśli za wzorzec uprawiania tej dyscypliny uznać mozolną wymianę podań celem znalezienia się jak najbliżej bramki przeciwnika. Puszcza kąsała jedynie strzałami z dystansu i rzutami wolnymi Łukasza Nowaka. Nie minęła nawet półgodzina gry, gdy kapitan niepołomiczan ze stojącej piłki uderzył minimalnie nad poprzeczką. Kilka minut później wtórowali mu Paweł Strózik i Łukasz Staroń. Obie bomby z dalszej odległości wybronił pewny punkt zespołu z Nowego Sącza, Marcin Cabaj. Rezerwowy golkiper Sandecji, Marek Kozioł, musiał być niepocieszony - z taką dyspozycją "Wąskiego" jest pewne, że ławkę w Lubinie zamienił na dokładnie to samo, tyle że w rodzinnym Sączu. Pierwsza odsłona meczu zostawiła lekki niedosyt - piłkarze nie byli w stanie przekuć ambitnej walki w środku pola i emocjonującej wymiany kontrataków na klarowne sytuacje bramkowe.

Tuż po rozpoczęciu drugiej części spotkania Puszcza zrehabilitowała się za minimalizm z pierwszych 45 minut i coraz śmielej zapuszczała się pod bramkę Cabaja. W 49. minucie nie tak daleko od otwarcia wyniku był siejący popłoch przy stałych fragmentach gry Marcin Biernat, chwilę później dokładnie obsłużyć Uwakwego próbował Łukasz Staroń. Wypożyczony widzewiak dysponuje zresztą takimi umiejętnościami technicznymi, że w Niepołomicach już dawno by zapomniano o Sebastianie Janiku, gdyby nie momentami irytujący brak pomyślunku i zmysłu do gry zespołowej u 23-letniego skrzydłowego. Po godzinie gry mecz zstępował powoli w kategorie standardowej ligowej młócki, gdy obaj szkoleniowcy zdecydowali się na wprowadzenie swoich jokerów - w Puszczy na boisku pojawił się Krzysztof Zaremba, a u gości nijakiego Fabiana Fałowskiego zmienił Mouhamadou Traore. Były znakomity snajper Zagłębia Lubin w 67. minucie przyjął piłkę w polu karnym na spalonym, ale 180 sekund później znalazł się we właściwym miejscu i właściwym czasie. Po długim okresie eksploatowania niewydolnych skrzydeł Bębenek-Frańczak na prostopadłe podanie środkiem zdecydował się Matej Nather i trafił idealnie - Traore umknął zagapionym stoperom Puszczy i przejął piłkę od Náthera; posłanie piłki obok Sobieszczyka było dla Senegalczyka jak formalność (0:1 — 69. minuta). Trafiając do siatki, "Mama", jak wołają na niego w Sandecji, rozbił bank – nie dosyć, że przerwał trwającą od listopada niemoc strzelecką napastników "Biało-Czarnych", sam po raz pierwszy od 614 dni wpisał się na listę strzelców, to jeszcze po końcowym gwizdku okazało się, że dał sądeczanom pierwszą wyjazdową wygraną od 13 października. Senegalczyk mógł nie poprzestać na jednym trafieniu - po nieporozumieniu obrońców Puszczy, a potem błędzie Wallace'a w obu przypadkach zawiódł go instynkt strzelecki.

Gospodarze w odpowiedzi na straconą bramkę rzucili się do ataku. Bezskutecznie - Jacek Magdziński w środę tylko pudłował, a Mateusz Bartków złożył się w ofierze tylko po to, żeby zatrzymać Staronia, dając wyrzucić się z boiska w 90. minucie za drugi żółty kartonik. Pewny chwyt Marcina Cabaja po ostatnim rzucie wolnym dla Puszczy poprzedził końcowy gwizdek arbitra, oznaczający drugie ligowe zwycięstwo z rzędu dla Sandecji. Gospodarze mają o czym myśleć - z powodu trzech kolejnych meczów u siebie bez wygranej ich dystans do strefy spadkowej skurczył się do ledwie dwóch punktów. Chociaż w ogólnym rozrachunku zasłużyli na więcej niż zero "oczek", Dariusz Wójtowicz i jego piłkarze dobrze wiedzą, że nawet za honorowe porażki nikt nie będzie nagradzał ich punktami w tabeli.


Polecamy