menu

Marcin Krzywicki: Od tak dawna nie zdobyłem bramki, że nawet nie wiedziałem, jak się cieszyć [ROZMOWA]

1 listopada 2015, 08:34 | Konrad Kryczka

- Myślę, że to my wyglądaliśmy jak lider. Pokazaliśmy to na boisku, a najlepiej odzwierciedla to wynik. Nie można zapominać jednak o tym, że Zagłębie grało w tygodniu mecz pucharu Polski z Cracovią. Z tego, co widziałem, sosnowiczanie musieli dużo biegać za piłką i na pewno stracili sporo sił, a my ich po prostu dobiliśmy - powiedział po meczu z Zagłębiem zdobywca dwóch bramek dla Dolcanu, Marcin Krzywicki.

Marcin Krzywicki obecnie gra w Dolcanie Ząbki
Marcin Krzywicki obecnie gra w Dolcanie Ząbki
fot. Ryszard Kotowski (Ekstraklasa.net)

Spodziewaliście się aż tak wysokiego zwycięstwa?
Najważniejsze były trzy punkty. A to, jak wysoko zwyciężyliśmy, schodzi na dalszy plan, bo jutro pewnie ani ja, ani wy nie będziemy o tym pamiętać.

W czym byliście dzisiaj lepsi?
Kiedy schodziłem z boiska, sam się zastanawiałem, czy to my gramy tak dobrze, czy Zagłębie aż tak słabo… Wydaje mi się, że to my mamy za sobą superzawody. Praktycznie przez 90 minut kontrolowaliśmy to, co się dzieje. Wykorzystaliśmy okazje, które mieliśmy, a Zagłębie nie stworzyło sobie chyba żadnej sytuacji. To znaczy, oprócz tej, w której zaliczyliśmy samobója. Jak zwykle sami strzelamy sobie bramkę. O tyle dobrze, że ten gol padł dopiero wtedy, kiedy prowadziliśmy już 4:0, więc w końcówce uniknęliśmy nerwówki.

Zagłębie wyglądało jak lider I ligi?
Nie, myślę, że to my wyglądaliśmy jak lider. Pokazaliśmy to na boisku, a najlepiej odzwierciedla to wynik. Nie można zapominać jednak o tym, że Zagłębie grało w tygodniu mecz pucharu Polski z Cracovią. Z tego, co widziałem, sosnowiczanie musieli dużo biegać za piłką i na pewno stracili sporo sił, a my ich po prostu dobiliśmy.

Po twoich bramkach głuchoniemi mają śpiewać arie. A co będzie teraz, po dublecie?
Tak, głuchoniemi śpiewają arie, a inwalidzi wstają z wózków (śmiech). Żałuję tylko, że Polsat Sport nie pokazywał na żywo tego spotkania, bo ludzie chyba nie uwierzą, że zdobyłem dwa gole. Tak się jednak stało, a ja mogę się tylko cieszyć. To dodatkowy smaczek tego zwycięstwa.

Gratulacjom nie ma końca?
Telefon cały czas wibruje (śmiech). To naprawdę miłe – Twitter się „zapalił”, dostaję też sms-y, bo ludzie nie wierzą w to, co czytają, i pytają się, czy to prawda. Mogę się tylko cieszyć, bo na pewno spłynie do mnie jeszcze trochę gratulacji.

Po pierwszym golu nie przeszło Ci przez myśl, żeby dostać się jakoś do Twittera?
Nie, od tak dawna nie zdobyłem bramki, że nawet nie wiedziałem, jak się cieszyć. Muszę sobie przygotować jakąś cieszynkę, bo naturalnie mam nadzieję, że rozpocząłem strzelecką serię. Wcześniej trafiłem jeszcze z GKS-em Bełchatów, może nie było to aż tak dawno, ale i tak brakuje mi goli. Chciałbym ciągle pomagać drużynie, regularnie strzelając bramki.

Do tego musisz mieć zdrowie – a jak z nim teraz u ciebie? Wyglądało to tak, jakbyś w ostatnich minutach przeżywał męczarnie.
Tak, było mi już bardzo ciężko. Byłem mocno pokopany. Zagłębie grało bardzo agresywnie, z czego zresztą słynie. Myślę jednak, że nie jest źle i już w poniedziałek będę mógł trenować, a na Arkę będę zdrowy i gotowy.

Dariusz Dźwigała długo czekał ze zmianą – dlaczego nie doszło do niej wcześniej?
Nie wiem, czy wyglądałem aż tak fatalnie pod względem fizycznym, ale trener co jakiś pytał mnie, jak się czuję. Czułem się dobrze, aczkolwiek w pewnym momencie poprosiłem o zmianę, bo z łydką było coraz gorzej.

Po takim meczu wskoczysz do pierwszego składu?
O to musielibyście zapytać trenera. Dzisiaj zacząłem od początku i odwdzięczyłem się dwoma bramkami, więc mam nadzieję, że pozostanę w pierwszym składzie. Po meczu rozmawiałem chwilę z trenerem i chyba była zadowolony. Nie będzie jednak tak, że skoro zdobyłem dwie bramki przeciwko Zagłębiu, to przez najbliższy tydzień położę się w fotelu i będę czekał na kolejne spotkanie. Trzeba zasuwać. Wystarczą jeden, dwa słabsze dni, a wtedy ci, którzy byli lepiej dysponowani na treningach, wskoczą do składu.

Zwłaszcza że początek tutaj nie był dla ciebie łatwy. Wylądowałeś nawet w rezerwach.
Nie, nie wylądowałem. Po prostu zszedłem do drugiej drużyny zagrać mecz. To jest normalne. Nie jest jednak tajemnicą, że byłem w słabszej dyspozycji. Przede wszystkim czułem się słabo fizycznie. Kiedy koledzy mogli leżeć i oglądać telewizję, ja biegałem i nadrabiałem braki. Mam nadzieję, że teraz widać tego efekty.

Mówimy o twoim przełamaniu, a czy jest to też przełamanie Dolcanu? W końcu strzeliliście Zagłębiu cztery bramki, a poprzednie dwa spotkania przegraliście.
Nie, myślę, że tamte porażki można określić jako wypadek przy pracy. Znamy swoją wartość, dobrze gramy w piłkę i mam nadzieję, że w Gdyni odniesiemy kolejne zwycięstwo.

Rozmawiał i notował: Konrad Kryczka / Ekstraklasa.net


Polecamy